Nie oszukujmy się – dieta wegańska to sposób przygotowywania potraw, w który trzeba włożyć nieco więcej wysiłku niż w przypadku żywienia tradycyjnego. Dlaczego? Bo często zdrowie, czyli zdrowe składniki, w które obfitują dania kuchni roślinnej, sprawiają, że rozsądek dominuje… nad smakiem. Jest to tym bardziej odczuwalne, kiedy przyrządzamy posiłki dla mięsożerców, którzy przyzwyczajeni są do prostych, aczkolwiek dobitnych doznań w obrębie jamy ustnej. Wydobycie nutki słodyczy z marchewki czy tej orzechowej z cieciorki bywa fascynujące, ale umówmy się – na co dzień i my, roślinożercy, potrzebujemy składników, które nie tylko w szybki i prosty sposób dodadzą nam szczypty zdrowia, ale i poprawią nieco humor.

1. Pesto

– oczywiście mówimy o tym przygotowywanym w domu, gdyż w tych sklepowych przeważa dodatek soli. Ta, owszem, jest świetnym nośnikiem smaku, ale… nie do końca zdrowym. Ratujmy się więc sklepowym pesto w trudnych życiowych przypadkach – a ratować nim można wszystko: makarony, pasty kanapkowe, po prostu kanapki, gulasze, a nawet risotto i kaszotto – ale kiedy możemy, stawiajmy na takie domowej roboty. Wtedy możemy być pewni, że tym, czemu głównie zawdzięczamy doznania smakowe nie jest sól, a połączenie płatków drożdżowych, płatków migdałowych lub orzechów pinii i bazylii, czyli samo zdrowie.

2. Płatki drożdżowe

– wyżej wspomniani bohaterowie pesto, biorą również często udział w bitwach o smak takich dań, jak choćby tofucznica czy szakszuka – i zawsze wychodzą z tych bitew z tarczą. Podobno nie podkręcają jedynie dań słodkich, ale może dlatego, że nikt nigdy jeszcze tego nie sprawdzał?

3. Umami

– to na przykład w diecie wegańskiej sos sojowy: niby zamiennik soli, ale jakby coś dużo więcej. Czym jest to coś? To oczywiście nieoceniony piąty smak, który znają nawet niemowlaki… znajdziemy go bowiem w mleku matki! Poza tym – pomijając produkty mięsne – dominuje w fermentowanej soi i wspaniałych, niedocenionych zupełnie jeszcze tak, jak na to zasługują grzybach. To właśnie przynajmniej te dwa produkty powinniśmy mieć zawsze w lodówce, by zamienić każde niepozorne danie w takie, które rozpływa się w ustach.

Wpiszmy więc na listę zakupów: sos sojowy, grzyby shitake i… cokolwiek innego, niechby to był zwykły makaron. Raz, dwa, trzy, obiad gotowy.

4. Musztarda

– serio. Choć zalega na tylnej ściance lodówki, czasem nawet z zapomnienia już się z nią stapia, potrafi zdziałać w wegańskiej kuchni cuda. Zwłaszcza w okresie jesienno – zimowym, zwłaszcza, gdy na straganach królują dynia, cukinia, papryka – i kiedy to wszystko wrzucimy do garnka, poddusimy w sosie własnym, dodamy musztardy, do tego nieco syropu z agawy… Mniam!

5. Ketchup

– co tu dużo mówić, ta forma podania pomidora u każdego wywołuje podobne uczucia. Wiadomo – puszki i przeciery to samo zdrowie, szybki pomysł na – i tak dalej – ale to przecież zupełnie inna bajka. Frytki z ketchupem, kanapka z ketchupem, parówki sojowe z ketchupem, a kiedy nadchodzi „za dużo miesiąca pod koniec pieniędzy”, czyli daleko do wypłaty – cokolwiek z ketchupem potrafi podnieść poziom endorfin we krwi. No i zaspokoić głód.

Aby nie trafić do żywieniowego piekła, warto ten tradycyjny ketchup, z dwucyfrową zawartością cukru w składzie, zastąpić tym domowej roboty, ewentualnie… kupnym. Podobno ktoś kiedyś widział na rynku ketchup bez cukru. Jeśli to nie jest tylko miejska legenda, jesteśmy uratowani!